ukryj menu          

Takie tango

słowa: Andrzej Mogielnicki
muzyka: Romuald Lipko
               d                       C

Na sali wielkiej i błyszczącej

                d                       C

Tak jak nocne Buenos Aires

B          A               d

Które nie chce spać

                      d               C

Orkiestra stroi instrumenty

             d                 C

Daje znak i zaraz zacznie

B         A           d

Nowe tango grać

                 d             C

Siedzimy obok obojętni

              d                  C

Wobec siebie jak turyści

B           A       d

Wystukując rytm

                    d                     C

Nie będzie tanga między nami

                d                    C

Choćby nawet cud się ziścił

B            A      d d C d    d d C d

Nie pomoże nic

 

 g                                                                      F C

Chociaż płyną ostre nuty w  żyłach płonie krew

 g                                                                  F C

Nigdy żadne z nas do tańca nie poderwie się

 

             d           A         d  C

Bo do tanga trzeba dwojga

                    d        A           d

Zgodnych ciał i chętnych serc

             d           A         d  C

Bo do tanga trzeba dwojga

                  d          A     C
Tak ten świat złożony jest

 

Zaleje w końcu Buenos Aires
Noc tak gęsta jak atrament
A gdy przyjdzie brzask
Co było w naszych sercach kiedyś
Kiedyś jak świecący diament
Cały straci blask
I choć będą znowu grali
Bóg to jeden wie

Nigdy razem na tej sali
Nie spotkamy się

 

Bo do tanga trzeba dwojga...
Budka Suflera - Takie Tango
Budka Suflera - Takie tango
Takie tango

Andrzej Mogielnicki (ur. 15 grudnia 1948 w Warszawie) – polski autor tekstów piosenek.
Ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Jest autorem tekstów piosenek. Najbardziej znana jest jego współpraca z Budką Sufleraoraz z Lady Pank (którego jest współzałożycielem). Inni wykonawcy, z którymi współpracował to między innymi: Izabela Trojanowska, Anna Jantar, Irena Jarocka, Mafia, Dwa Plus Jeden. Autorski dorobek został podsumowany na płytach Nic nie może wiecznie trwać (1997) iWszystko czego dziś chcę (1997).

Wybrane utwory:

  • "Co się stało z Magdą K." (Zbigniew Hołdys)
  • "Twoje radio", "Cisza jak ta", "Piąty bieg", "Takie tango", "Bal wszystkich świętych", "Nie wierz nigdy kobiecie", "Nowa Wieża Babel" (Budka Suflera)
  • "Brylanty", "Tyle samo prawd ile kłamstw", "Wszystko czego dziś chcę", "Pieśń o cegle" (Izabela Trojanowska)
  • "Tańcz, głupia tańcz", "Mniej niż zero", "Kryzysowa narzeczona", "Zamki na piasku", "Wciąż bardziej obcy", "Vademecum skauta", "A to ohyda", "Sztuka latania", "7-me niebo nienawiści", "Stacja Warszawa", "Strach się bać", "Dobra konstelacja", "Fabryka Małp", "Wspinaczka, czyli historia pewnej rewolucji", (Lady Pank)
  • "Nic nie może wiecznie trwać", "Układ z życiem" (Anna Jantar)
  • "Iść w stronę słońca", "Z popiołu i wosku", "Wielki mały człowiek", "Taksówka nr 5", "Requiem (dla samej siebie)", "Romanse za grosz", "Obłędu chce", "Kalkuta nocą", "XXI wiek" (Dwa Plus Jeden)
  • "Małe tęsknoty", "Nie ma już nic na bis" (Krystyna Prońko)
  • "Było minęło" (Harlem)
  • "Będzie co ma być" (Zdzisława Sośnicka)

Mogielnicki. Nikt nie rodzi się tekściarzem

Zawsze coś tam skrobałem, ale zawsze to była proza. W młodości nie napisałem ani jednego wiersza. Ponadto poziom tekstów w ówczesnym tzw. polskim rocku czasem mnie mierził, a częściej rozśmieszał. Ale wczesne zachodnie produkcje też były treściowo infantylne. Oni też szukali formuły na tekst rockowy. Rozmowa z Andrzejem Mogielnickim.
- Różnie bardzo. Na serwetce, w knajpie w hotelu Cracovia ("Tańcz, głupia tańcz"), w studiu, na pięć minut przed nagraniem ("Mniej niż zero"), nocą, wracając z dziewczyną do domu po balandze bez forsy na taksówkę ("Kryzysowa narzeczona"), przy biurku przez parę dni ("Małe tęsknoty"). 

Tekst piosenki to krótka forma, rozbudowany aforyzm albo minihistoryjka z tzw. szlagwortem. To krótki rozbłysk spadającej gwiazdy. Albo, mniej poetycznie, kiedy taka potrzeba, kamyk ciśnięty w szambo ("Co się stało z Magdą K.?", "Siódme niebo nienawiści", "Strach się bać"). 

W dziwny sposób napisałem "Bo do tanga trzeba dwojga". Zajęło mi to pięć, góra siedem minut. Mieszkałem wtedy na Starym Mieście. Moja żona Ulka przygotowywała potrawy na Wielkanoc. Takie zapachy szły z kuchni, że nie mogłem wyrobić. 

Dostałem od Romka Lipki pakiet numerów do napisania. Puściłem sobie jeden. - O, ten jest niesamowity. Coś jakby tango. Więc usiadłem i napisałem: "Na sali wielkiej i błyszczącej tak jak nocne Buenos Aires". Wtedy jeszcze nie byłem w Buenos Aires. Potem pojechałem sprawdzić. Faktycznie, było tak, jak napisałem - z tarasu restauracji na górze miałem widok na miasto, które świeciło się przez całą noc. 

Czy bycie tekściarzem to w pana przypadku świadomy wybór, spełnienie młodzieńczego marzenia? 

- Pan żartuje? A gdzie ma w Polsce nastolatek dowiedzieć się, że jest taka profesja? W szkole? Prawdziwy twórca bezpłatnie wadzi się z Bogiem, historią, przeznaczeniem. A tekściarz, jak się wysili, to najwyżej stwierdzi: "A mnie jest szkoda lata".

Nikt nie rodzi się tekściarzem. Gdyby ktoś, kiedy byłem małym chłopcem, powiedział, że zostanę tekściarzem, to chyba dałbym mu w pysk. Jak brzmi samo słowo "tekściarz"! To już "pedofil" brzmi lepiej! 

To skąd u pana te skłonności? Pochodzi pan z rodziny o artystycznych tradycjach?

- Uchowaj Boże! Może podejrzewa pan jeszcze, że jestem z Krakowa? Pochodzę z Muranowa, konkretnie z Nowolipek, z szarozielonego bloku naprzeciwko Polmozbytu, obok sklepu z meblami, trzecia klatka. To była moja delta Missisipi. Moją rodzinę według ówczesnego nazewnictwa zaliczano do tzw. inteligencji pracującej. Ojciec był ekonomistą, pracował w państwowych instytucjach. Pochodził z Kresów, gdzie przed samą wojną skończył maturę. Uważał, że człowiek nieznający łaciny i greki nie ma prawa zaliczać siebie do kręgu ludzi wykształconych, a tym bardziej kulturalnych. Mama pochodziła z przedwojennego Żoliborza i była z tego powodu dumna tak, jak dzisiaj, nie przymierzając, Kaczyńscy, którzy, nawiasem mówiąc, według jej standardów terytorialnych mieszkali na Marymoncie, co robi jednak różnicę. 

Tam się toczyło życie, dość bezbarwnie, aż usłyszałem "She Loves You" i nadstawiłem ucha. 

To zmieniło pańskie życie? 

- Żeby tak zupełnie i od razu, tego nie twierdzę. Prawdę mówiąc, sama piosenka średnio mi się podobała. Już bardziej "I Saw Her Standing There" i "Roll Over Beethoven". Ten Chuck Berry chodzi za mną do dziś. 

Zresztą zdradziłem The Beatles dość szybko na rzecz The Rolling Stones. Dzisiaj te piosenki brzmią grzecznie, ale trzeba je było usłyszeć na tle gomułkowskiej szarzyzny, Mazowsza w radiu, burych ortalionów, przykurzonych autobusów - to naprawdę brzmiało wtedy jak perwersja! I było tak traktowane. Ponieważ oficjalnie ta muzyka nie istniała, płyt nie można było dostać, wobec tego część naszej generacji zamieniła się w nasłuchiwaczy radiowych. Nasi rodzice słuchali Wolnej Europy, a my przesunęliśmy gałkę na Radio Luxemburg.

I postanowił pan zostać tekściarzem? 

- A skąd! Zawsze coś tam skrobałem, ale zawsze to była proza. W młodości nie napisałem ani jednego wiersza. Ponadto poziom tekstów w ówczesnym tzw. polskim rocku czasem mnie mierził, a częściej rozśmieszał. Ale wczesne zachodnie produkcje też były treściowo infantylne. Oni też szukali formuły na tekst rockowy. 

Byłem takim sobie fanem jak tysiące innych, ale pojawiły się nowe możliwości. Ojciec zaczął pracować w centrali importowo-eksportowej. W związku z tym zaczął wyjeżdżać służbowo na Zachód. Nie pamiętam już, co importował do ojczyzny, ale z mojego punktu widzenia przywoził czyste złoto. Płyty. 

Chętnie przywoził? 

- Takie badziewie z rozczochrańcami na okładkach? Tymczasem dla nas płyta z nowym angielskim czy amerykańskim zespołem to był w tych czasach rarytas. Mając coś takiego, z miejsca awansowałeś towarzysko. Po jakimś czasie, z większą ilością płyt, mogłeś awansować do tzw. kręgu. To było kilkanaście, może powyżej 20 osób w mieście mających dostęp do nowości. Każdy miał własny patent na zdobycie nowej płyty. Jeden wujka - lotnika w Anglii, drugi - miłośnika Chopina w Holandii, z którym wymieniał polskie krążki z Chopinem na Animalsów, trzeci rozkochał w sobie Niemkę z Berlina Zachodniego i obiecał, że się z nią ożeni, a jako dowodu miłości żądał tylko nowej płyty The Who. Dostał i zdaje się, że obietnicy dotrzymał. Tak czy owak płyty jakoś docierały i "krąg" natychmiast się o tym dowiadywał. Teraz następował skomplikowany kolportaż, czyli dystrybucja muzyki drogą nagrania jej na magnetofony szpulowe. Przypominało to trochę działalność opozycji, tyle że zamiast "Zniewolonego umysłu" Miłosza po Warszawie krążyła "Are You Experienced?" Hendrixa. Nowa płyta była przekazywana na zasadzie wymiany tylko pomiędzy członkami "kręgu", według formuły pożycz - nagraj - oddaj w terminie - nie zrób rysy. Oczywiście obok każdego z członków kręgu krążyło mnóstwo hien chcących nagrywać w zamian za jakieś inne uprzejmości. Normalnie przegranie płyty na taśmę trwało tyle co płyta, jakieś 35-40 minut. Płytę dostawałeś na dwie godziny, trzeba ją było nagrać na dziesięć magnetofonów, dziesięć razy 40 minut, żadnych empetrójek, zipów czy ekstratorów, pełny analog. No i się udawało. O jakości sprzętu, kabelkach, przerwach w dostawie prądu itp. nie wspominam. A w tamtych czasach ludzkość poleciała na Księżyc, proszę pana. 



Romuald Lipko (ur. 3 kwietnia 1950 w Lublinie) – polski kompozytor i multiinstrumentalista (instrumenty klawiszowe, trąbka, gitara basowa).
Ukończył podstawową szkołę muzyczną, z liceum muzycznego został wydalony za udział w programie telewizyjnym. Od początku lat 70. Lipko był basistą, a później głównie klawiszowcem i kompozytorem w jednym z najbardziej popularnych zespołów muzycznych w Polsce – Budce Suflera.
Niektóre z jego pierwszych kompozycji w Budce to Piosenka, którą być może napisałby Artur Rimbaud, Zdarzenie oraz Biały demon.
W 1978 przejął rolę lidera Budki Suflera po odejściu wokalisty Krzysztofa Cugowskiego (do 1984 r.)
Jego największym sukcesem komercyjnym okazała się płyta Nic nie boli, tak jak życie, wydana w 1997 roku. Sprzedała się w ponad milionowym nakładzie.
Sukcesem muzycznym natomiast był występ w nowojorskiej Carnegie Hall i sesja nagraniowa w Village Studio w Los Angeles pod okiem Grega Phillinganesa. Współpracował wtedy z Marcusem Millerem, Stevem Lukatherem i Sheilą E.
Romuald Lipko współpracował z wieloma polskimi wokalistkami. Pisał piosenki m.in. dla Anny Jantar (Nic nie może wiecznie trwać, Do żony wróć, Układ z życiem), Urszuli (Dmuchawce latawce wiatr, Malinowy król, Za twoje zdrowie mała) Ireny Jarockiej (To za mało, Nie odchodź jeszcze) Zdzisławy Sośnickiej (Aleja gwiazd, W kolorze krwi, Serce pali się raz, Powiedz mi panie, Będzie co ma być), Izabeli Trojanowskiej (Jestem twoim grzechem, Tydzień łez, Nic za nic), Barbary Sikorskiej (CDN, Mniejsze zło, Gramatyka miłości, Zakochajmy się jak dzieci) Ireny Santor (Jak fart, to fart, Jeszcze kochasz mnie), Maryli Rodowicz (Tak nam słodko, tak nam gorzko), Eleni (Postaw na mnie, a zatrzymam deszcz).
W 2005 ukazała się kompilacja Przeboje Romualda Lipko, zawierająca piosenki skomponowane przez niego i śpiewane m.in. przez Annę Jantar, Izabelę Trojanowską, Urszulę, Irenę Santor, Zdzisławę Sośnicką, Marylę Rodowicz i Małgorzatę Kożuchowską. Niektóre z nich są premierowe, jak Układ z życiem Anny Jantar odnaleziony w archiwum Lipki.
 

Śpiewnik

Folder plików

 

Najnowsze piosenki

więcej
 
na górę